Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/39

Ta strona została skorygowana.



KSIĘGA III.
Owoce zatrute.
(1494)

Księżna Beatrycza co piątku myła i pozłacała sobie włosy: po ufarbowaniu, musiały schnąć na słońcu. Dużo dam weneckich przyjęło tę modę, a w tym celu, wznoszono na dachach „altanę,“ rodzaj tarasu, otoczonego balustradą.
Otóż księżna siedziała na „altanie“ olbrzymiego pałacu, który Sforzowie zbudowali po za murami Medyolanu, na prawem wybrzeżu Tessynu, wśród wspaniałych pastwisk i wiecznie zielonych łąk prowincyi Lomellina. Księżna wystawiała się na promienie słoneczne w godzinach, gdy nawet bydło szuka cienia.
Była owinięta w biały jedwabny płaszcz bez rękawów, zwany schiavinetto, słomiany kapelusz ochraniał jej twarz od opalenia. Złote włosy wychodziły przez otwór, zrobiony w denku kapelusza i rozpościerały się na jego szerokich skrzydłach.
Niewolnica Czerkieska zwilżała je gąbką, umieszczoną na kiju, a kosooka Tatarka czesała je grzebieniem z kości słoniowej. Obie służebne były zlane potem; nawet piesek księżnej nie mógł znieść upału i żałośnie skowyczał.
Chociaż Beatrycza dokładała wszelkich starań, aby nadać swej twarzy wyraz powagi i majestatu, odpowiednie do jej stanowiska, wyglądała młodziej nad swoje lata — a liczyła dziewiętnaście zaledwie i niktby nie uwierzył, że już miała dwoje dzieci. Podobna była — sama do zepsutego i samowolnego dziecka. Miała twarz okrągłą, jeszcze nieuformowaną, usta wydatne, ramiona wązkie, pierś nierozwiniętą, ruchy żywe, chłopięce.
A jednak z jej oczu tryskała już chciwość i przebiegłość.
Jeden z bystrzejszych mężów Stanu, Marino Sanuto, konsul Wenecyi, w listach poufnych do swego rządu pisał, że ta „dzieweczka