Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

Księżna trawiła tyle godzin przy toalecie, że, jak jej mąż powiadał: „można było przez ten czas wyekwipować okręt kupiecki, wyruszający do Indyi.“

II.

W oddali zabrzmiał głos myśliwego rogu i psów szczekanie. Beatrycza przypomniała sobie, że zamówiła na ów dzień łowy. Ubrawszy się, wyszła, zatrzymując się po drodze w pokoju karłów, który, przez żarty, nazywano „przybytkiem olbrzymów.“ Był urządzony na wzór apartamentu dziecinnego jej siostry, Izabelli d’Este. Krzesła, łóżka i wszystkie sprzęty były mikroskopijne, stał tam nawet w malutkiej kapliczce malutki ołtarz, przed którym uczony karzeł Janacci odprawiał mszę, w ornacie, i mitrze.
W pokoju tym było zawsze wesoło, gwarno, a nawet hałaśliwie. Bawiły się tam, rodziły, żyły i umierały koty, małpy, karzełki, garbuski, króliki, psy oraz inne ucieszne stworzenia, wśród których księżna spędzała swoje najmilsze chwile.
Jej murzynek Nanino, czarny, jak smoła, chorował już od dni kilku. Obawiano się nawet o jego życie. Księżna kazała go ochrzcić coprędzej, aby nie umarł, jako poganin.
U stóp malutkich schodów, prowadzących do tego malutkiego apartamentu, Beatrycza ujrzała swoją ulubioną karliczkę Morgantynę, głupiutką, ale tak wesołą, że rozśmieszyłaby nieboszczyka.
Ale ta figlarka stawała się niekiedy smutna i ponura, płakała dniami całemi, wołając, że jej zabrano dziecko, (którego nigdy nie miała).
I oto teraz, zalewała się łzami.
Księżna pogłaskała ją po głowie.
— Nie płacz, maleńka, bądź grzeczna — mówiła.
— Oh! Oh! — jęczała karliczka — zabrano mi ukochanego synka. Dlaczego? Dlaczego Bóg mnie tak karze? Nie przeszkadzał nikomu, a mnie sprawiał tyle rozkoszy!