Come di primavera le viole[1].
W innym sonecie, poeta, porównując donnę Beatryczę do Dyany, twierdził, że dziki i sarny doznają błogości, otrzymując śmierć z rąk pięknej łowczyni.
Książę poklepał mistrza po ramieniu i obiecał mu przysłać czerwone sukno florenckie, na pokrycie płaszcza. Bernardo wyłudził jeszcze lisie skórki na kołnierz, dowodząc, że mole pojadły mu futro.
— Przeszłej zimy — utyskiwał — brakło mi drzewa, tak dalece, że musiałem palić własnemi schodami.
Książe roześmiał się.
— Masz dzisiaj szczęście, Bernardo — rzekł. — Potrzeba mi jeszcze jednego wierszyka.
— Miłosnego zapewne?
— Tak, ma być namiętny.
— Czy do Księżnej?
— Nie. Ale mnie nie zdradź.
Bernardo mrugnął figlarnie.
— Więc namiętny, ale w jakim guście? Czy to ma być prośba, czy podzięka?
— Prośba.
Bellinciani zamyślił się głęboko.
— Do mężatki? — zapytał.
— Nie, do dziewicy.
— A jakie imię?
— Po co ci ta wiadomość?
— Jeśli wiersz ma być błagalny, trzeba wymienić przedmiot westchnień.
— A więc madonna Lukrecya. Czy nie masz nic gotowego w tym rodzaju?
— Mam, ale to nie zadowolni Waszej Miłości. Wyjdę do drugiego pokoju, żeby natchnienie wywołać. Już czuję, że mi się uda: rymy powstają same w głowie.
- ↑ Gdy pluniesz na ziemię, kwiaty rodzą się odrazu
Jak fiołki na wiosnę.