Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/53

Ta strona została skorygowana.

— Tu znaczy, najmilsza, to znaczy — szeptał, obejmując ją wpół ruchem gwałtownym, brutalnym niemal, — widzisz, że cię kocham, Lukrecyo.
— O! monsignore! co robisz? Madonna Beatrycza...
— Nie bój się, ona nie dowie się, potrafię milczeć...
— Nie, nie, monsignore. Ona dla mnie tak dobra!.. Na miłość Boską, zostaw mnie, książę, w spokoju!
— Wyratuję twego brata, zrobię wszystko, co zechcesz, będę twoim niewolnikiem, tylko ulituj się nademną!
Łzy drżały na rzęsach Ludwika.
— Zostaw mnie w spokoju, zostaw! — powtarzało dziewczę z rozpaczą.
On nachylił się, poczuł zapach fjołków i piżma, który go do reszty odurzył; wpił się ustami w jej usta, chwycił ją wpół i zaniósł do przyległego pokoju.
Lukrecya straciła przytomność.

VI.

Wchodząc do swej sypialni, Il Moro zastał Beatryczę w łóżku. Było to łoże olbrzymie, stojące na środku komnaty, podobne do mauzoleum. Wchodziło się doń po kilku schodach. Nad łożem był rozpięty baldachin z niebieskiego jedwabiu, spływały z pod niego firanki srebrnolite.
Książę rozebrał się i podnosząc kołdrę, haftowaną złotem i perłami, położył się obok żony.
Czuł się wobec niej winnym i to go upajało.
Znowu doleciał go zapach fjołków i piżma, i zdało mu się, że widzi oczy niewinne, patrzące na niego ze strachem.
Beatrycze jeszcze nie spała. Była pogrążona w myślach, nie mających nic z miłością wspólnego.
— Wiesz — rzekła — On wraca do zdrowia.
— Przed paru dniami Luigi Marrani mówił mi, że on umrze — odparł książę. — Teraz mu lepiej, ale to długo nie potrwa: umrze napewno... A wtedy władza przejdzie w nasze ręce.