Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

— Czemuż duchy żywiołów nie ukazują się wszystkim, ale tylko wybrańcom? — pytał Leonard.
— Bo lubią prostotę i dziecięcą naiwność, a boją się ludzi rozpustników, uczonych, pijaków i obżartusów. Ukazują się tylko tam, gdzie niema złośliwości i podstępu.
Twarz alchemika powlokła się zadumą.
Leonard, słuchając tych bredni, nie czuł już oburzenia. Rozstali się w najlepszej zgodzie.

IV.

Podczas gdy alchemik wobec księcia, grona dam i dostojników próbował zmieniać ołów na złoto, w izbie pod laboratoryum Monna Sidonia warzyła wieczerzę. Kassandra patrzyła na nią i ogarniały ją smutne myśli: Zawsze to samo, dziś podobne do jutra i do wczoraj, swierszcz świszcze w kominie, mysz chrupie, łuczywo piszczy, skwarki swędzą. Codzień te same wymówki starej, te same wypominania dobrodziejstw.
— Monna Sidonia jest uboga. To nieprawda, że zakopała skrzynkę ze złotem. Siostrzenica i stryj żyją z jej łaski. Przygarnęła ich, bo ma serce litościwe, ale trzeba myśleć o przyszłości. Czemu donna Kassandra nie chce wychodzić za mąż za bogatego malarza? Prawda, że już niemłody, ale człowiek porządny, pracowity, ma młyn i sad oliwny. Sam Bóg zsyła Kassandrze takie szczęście. Czegóż chce więcej?
Monna Kassandra słuchała tych dowodzeń z gniewem tłumionym. Miała ochotę płakać, krzyczeć, bić starą wiedźmę. Ona tymczasem odstawiła garnek, wyjęła z niego rzepę, oblała ją sokiem winnym i jadła chciwie, a gdy się nasyciła, poczęła znowu zrzędzić i utyskiwać, aż wreszcie głowa zwisła jej na piersi.
Wtedy Kassandra wyjęła z zanadrza obraz Bachusa. Przyglądała się podobiznie, wyrytej na ametyście. Bożek z tyrsem w jednej ręce, a winnem gronem w drugiej, ukazywał jej się, jak żywy.