Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

— Ciotka Sidonia — rzekła, budząc starą z jej słodkiej drzemki. Dziś wieczorem festyn w Barco di Ferrare, w Biterne. Droga cioteczko, ja nawet tańczyć nie będę, rzucę okiem na zabawę i powrócimy do domu. Zrobię, co tylko zechcesz, postaram się, żeby wolarz ofiarował ci piękny podarek, ale pozwól mi polecieć do Biterne.
Stara spojrzała na nią i rozchmurzyła się odrazu, ukazując jedyny, żółty ząb w uśmiechu potwornym.
— Masz ochotę? wielką ochotę? — pytała. — Trudno cię w domu utrzymać, gdy noc nadchodzi. A więc pamiętaj, Kassandro, że ty bierzesz grzech na siebie. Mnie to nawet na myśl nie przyszło. Robię to dla ciebie, tylko dla ciebie.
Stara obeszła izbę dokoła, zamknęła drzwi, okiennice, zatkała wszystkie szpary, zgasiła ogień, rozpalając natomiast kawałek magicznego tłuszczu; potem z małej szkatułki żelaznej wyjęła garnuszek gliniany z pomadą o zapachu ostrym. Udawała, że jej nie pilno, ale ręce jej drżały, w oczach zapalały się żądze niezdrowe. Kassandra wysunęła na środek izby dwie niecki. Ukończywszy przygotowania, monna Sidonia rozebrała się do naga, postawiła garnuszek między nieckami, dosiadła trzona od miotły i poczęła sobie nacierać skórę pomadą, wyrobioną z trującej rzerzuchy, z selerów, rosnących na trzęsawiskach, z winnej macicy, z korzeni mandragory, z wytłoczyn makowych, z belladony, z krwi wężowej i tłuszczu niechrzczonych dzieci. Kassandra odwróciła się, aby nie widzieć potwornych kształtów wiedźmy. Uczuła nagle wstręt.
— Czemuż się nie rozbierasz? — gderała czarownica — nie chcę wzlatywać sama.
— Zaraz, tylko zgaśnie łuczywo. Wstydzę się.
— Cóż za skromność!
Zgasiła tłuszcz magiczny, przeżegnała się lewą ręką, żeby dyabłu pochlebić. Dziewczyna zdjęła odzież, uklękła w nieckach i nacierała się pomadą. Słychać było wśród ciemności głos starej, szepczącej zaklęcia:
— Emen Hetan, Emen Hetan, Polande, Baal, Bereth, Astaret, przybywajcie na pomoc. Agora, Agora, Patnika, a nuże! a nuże!