Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

Ukryłem twarz w dłoniach i uciekłem.
Jakto! Ten sam człowiek maluje Wieczerzę Pańską i tworzy bomby mordercze! Jeden i ten sam człowiek! Nie, to niepodobna! Lepiej być szczerym niedowiarkiem, niż jednocześnie sługą Chrystusa i Szatana.
Gubię się w myślach, jak w labiryncie; wołam — nikt mi nie odpowiada. Im gorliwiej szukam drogi wyjścia, tem bardziej błądzę. Gdzież jestem? Cóż się ze mną stanie, jeżeli i Ty, Boże, opuścisz mnie biednego?
O! Fra Benedetto! Jakżebym chciał powrócić do twojej cichej celi, opowiedzieć ci moje walki wewnętrzne, w twoich ramionach szukać prawdy, ukojenia! Ty spełniłeś te słowa Zbawiciela: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie“.


∗             ∗

Zdarzyło się nowe nieszczęście. Kronikarz dworski, imć Giorgio Merula i jego stary druh, poeta Bernardo Bellincioni, rozmawiali ze sobą w jednej z bocznych sal pałacu. Było to po wieczerzy, Merula zaprószył był głowę i wyraził się o księciu Ludwiku z niedostatecznem uszanowaniem, tak dalece, że go nazwał „mordercą i trucicielem prawowitego władcy Jana Galeasa“. Dzięki owym „Uszom Dyonizowym“ książę, znajdujący się na drugim końcu pałacu, usłyszał tę rozmowę; kazał schwytać Merulę i wtrącić go do podziemnego lochu, nad fosą.
Co też myśli o tem Leonard, który sam urządził te akustyczne tuby, nie troszcząc się o skutki takich urządzeń, czyniąc to poprostu dla zadowolenia swej żądzy wynalazków?


∗             ∗

Jan Galeas dokonał żywota. Powiadają — Bóg mi świadkiem, z jaką boleścią te słowa kreślę — otóż powiadają, że mordercą jest Leonard; otruł jakoby księcia brzoskwiniami ze swego ogrodu. Pamiętam, jak mechanik Zoroastro pokazywał to przeklęte drzewo monnie Kassandrze. Szkoda, żem to widział. Przypominają mi się słowa Ewangelii: „Nie będziesz kosztował z drzewa wiadomości Złego i Dobrego, albowiem z chwilą, gdy zeń jeść będziesz, śmiercią umrzesz“.