miłości do Boga, która rzucała pierwszych chrześcian w roztwarte paszcze lwów i na płonące stosy.
Pewnego dnia Savanarola posłał Giovanna do chorego w willi Correggi. Tu mieszkał przez czas długi i umarł Wawrzyniec Medyceusz.
W jednej z komnat opuszczonego pałacu, nowicyant ujrzał obraz Boticella — narodzenie Wenery. Wyłaniała się z morskiej piany, do białej lilii podobna, złociste włosy, rozpływały się po jej cudnem ciele, okrywała niemi wstydliwie swą nagość.
Młodzieńcowi zdało się, że ta twarz jest mu znaną. Wpatrywał się w nią długo i przypomniał sobie, że już widział te niewinne oczy i te usta dziewicze na innym obrazie Boticellego, przedstawiającym Najświętszą Panienkę. Młodzieniec spuścił oczy i wybiegł z willi.
Wracając do Florencyi, w jednej z ciasnych uliczek, w zagłębieniu muru ujrzał stary krucyfiks. Przykląkł, aby się pomodlić i zażegnać pokusę.
Po drugiej stronie muru był ogród, dochodziły ztamtąd szepty.
— Nie, nie — mówił głos kobiety — puść mnie!
— Najdroższa, nie bądź okrutną. Mio amore — szeptał mężczyzna. Rozległ się odgłos pocałunku.
— O Jezu! Jezu! Nie wódz nas na pokuszenie — modlił się Giovanni. Nigdzie znaleźć spokoju nie mogę. Na twarzy Madonny, w zapachu róż, w nucie psalmów, wszędzie ta sama zwrotka, wszędzie l’amore.
Ukrył twarz w dłoniach i oddalił się krokiem przyspieszonym, jakby uciekał przez zmorą.
Powróciwszy do klasztoru, Giovanni opowiedział Savanaroli wszystko, co mu się zdarzyło. Jak zwykle w razach podobnych, przeor radził mu zwalczyć Szatana postem i modlitwą. Nowicyant próbował mu tłómaczyć, że nie kusił go szatan pożądliwości cielesnych, lecz — pogańskiego, uduchowionego piękna. Zakonnik nie rozumiał różnicy, dowodził, że wszelaka cześć dla fałszywych bogów jest grzechem śmiertelnym i że piękno należy widzieć tylko w cnocie chrześciańskiej.
Giovanni wyszedł wcale nie przekonany. Owego dnia pastwił się nad nim szatan smutku i niepokoju.
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/97
Ta strona została skorygowana.