Zgraja i nogi zbiera i nie czeka,
Rychło ją kańczug drugi raz oćwiczy!
Na kształt znajomy. »Bogdaj się nie mylę«,
Zawołam, »znałem ten duch w ciele człeka«.
Więc Wódz przystanął ze mną i słodkiemi
Słowy pozwolił zostać nieco w tyle.
Ujdzie, gdy spuści łeb; liche wykręty!...
»Hej, ty, co wzrokiem dziury wiercisz w ziemi,
Krzyknąłem, »Caccianimika poznaję[1]:
Za cóż ty sieczon takiemi praszczęty?«
Bowiem mię jasna twa mowa niewoli,
Co przypomina podsłoneczne kraje.
Pastwę uczynił dla Markiza chuci,
Choć różnie mówią o mojej w tem roli.
Te sfery jękiem; ci, co »sipa«[2] rzeką,
Pewnie mieszkają mniej gęsto rozsuci
Jeśli-ć świadectwo moje mało waży,
Pomyśl: tak chciwych szukałbyś daleko«.
Szatan kańczugiem, krzycząc: »Hej rajfurze!
Precz stąd; niema tu dziewek dla sprzedaży!«