I szliśmy aż tam, kędy głaz wystrzeli
Tworzący przełęcz po okólnym murze.
I w prawo szorstką zboczywszy szeżują,
Z tych kół wieczystych wreszcie-ś-my wybrnęli.
By puścić mary chroniące się bicza,
Wódz rzekł: »Niech dobrze oczy twe wyczują
Nie znasz ich jeszcze, bowiem równoległa
Z nami szła dotąd fala pokutnicza«.
Przeciw nam duchów rozpędzonych rzeka,
Wszystka oprawców kańczugom uległa.
»Widzisz olbrzyma śród mar co k’nam suną?
Trwa w bólu, ani zadrży mu powieka.
To Jazon[1] dzielny w sercu, chytry w mowie,
Który z Kolchidy wykradł złote runo.
Kraju występnych, śmiałych dziewek, co to
Doszczętnie męskie wybiły pogłowie,
Zwiódł Izyfilę młodziuchną, co raczej
Ślub złamać woli, niż zostać sierotą.
Za ten czyn cierpi kaźń uwodzicieli;
Taż mu się kara za Medeję znaczy.
- ↑ Jazon, książe grecki, w młodości uwiódł Izyfilę, córkę Toanta, króla Lemnu, która chcąc ocalić ojca, złamała ślub, dany kobietom wyspy, sprzysiężonym na wymordowanie wszystkich mężczyzn. Porzuciwszy ją, wyprawił się z Argonautami do Kolchidy, gdzie z pomocą czarodziejki Medei zdobył złote runo. Następnie uciekł z nią razem, ale sprzykrzywszy sobie, pojął za żonę Kreuzę córkę Kreonta. Wreszcie zginął z okrętem Argo, rozbitym sprawą mściwej czarodziejki.