Na takie zatem skazani cierpienia
Ci, co w głąb dołu pierwszego zabrnęli«.
I w tem stanęli miejscu na przełęczy,
Gdzie się łuk wspiera pierwszego sklepienia.
Drugiego dołu[1] i wciąż gębą pryska,
Po ciele dłońmi się tłucze i jęczy.
Węch i wzrok mdlały rażone oparem,
Który się stęchły wznosił z trzęsawiska.
Aż gdy się doszło przełęczy chochołu,
Co nad przepaścią przegiął się wiszarem.
Widzę lud, w strasznym pławiony kanale,
Jakby wszech kloak brud mieścił pospołu.
Tak umazany ciężkim i smrodliwym,
Że ksiądz, czy laik, nie rozeznać wcale.
Na mnie poglądasz, nie na inne duchy?«
»Bo pomnę«, rzekłem, »żem cię widział żywym
Jesteś Aleksy Interminej z Luki[2],
Przeto ciekawszy-ś dla mnie, niż twe druhy«.
»Pochlebstwa to mię takiem bagnom karzą;
Cierpię, żem nie brał języka w munsztuki«.