Jak u lubego mi świętego Jana[1]
Dotąd studzienki chrzcielne oglądamy.
Niesłuszna, stłukłem ratując dziecinę;
Niechże niewinność ma będzie uznana.
Dziwnej postury piszczele grzesznika
Utkwione w jamie po samą pęcinę.
Wyprężały się te ciała kawalce
Tak, że zerwały-by najtrwalsze łyka.
Ogień, że tylko po powierzchni liże,
Tak chodził płomień od pięty po palce.
Nogami, niż z nim cierpiący pospołu,
I piętę mu ssą krwawsze błyski ryże?«
Zniósł cię, opowie sam duch, co się kaje,
Kim jest i wyzna przyczynę mozołu«.
Panie mój; ty wiesz, jak mam słuch otwarty
Na twe rozkazy; wiesz nawet, co taję«.
Skręcił i schodził w dół po stromym wale
W żłób zdziurawiony i ścianami zwarty.
Aż był nad duchem, który modłą nową
Nogami dziwne to zawodził żale.
- ↑ W kościele chrzcielnym (battisterio) św. Jana we Florencji znajdowały się studzienki głę-bokie na pół wysokości człowieka, w których stawał kapłan aby chronić się przed tłokiem ludu, kiedy zanurzał nowochrzczeńca w wielkiej stojącej pośrodku chrzcielnicy. Studzienek takich około niej za czasów Dantego miało być cztery. Wypadek, o którym poeta mówi w wierszach 19—21 skądinąd jest nieznany.