Wiosła, a czwarty zasię kręci liny;
Ów żagle łata i małe i duże.
W padolnym żłobie smoła wrzała zgęsła
I ośliniała całą głąb kotliny.
W bańkach powierzchnia bulgocąca wrzątku:
To się wzdymała w kożuch, to znów klęsła.
Wódz mój zawołał nagle: »Wara! wara!«
I ściągnął z miejsca, gdziem stanął z początku.
Wytrwać i poznać strach, który go pędzi,
A choć w nim bojaźń odwagę rozpara,
Ujrzałem postać czarnego straszydła,
Biegnącą mimo po skalnej krawędzi.
Jak mi się wydał czart w swem iściu srogi
Na lekkiej nodze, roztoczywszy skrzydła!
Zwisał mu grzesznik na wznak wywrócony;
On pazurami dzierżąc go za nogi,
Oto starosta jeden z Citty grodu[2];
Weźcie go pod się, a ja w tamte strony
Oprócz Bontura[3] chłop w chłopa filuty,
Za dzięgi z »nie« »tak« robią bez zachodu«.