Wracał, a gonił nie stawiając pięty,
Szybciej niż kundys w złodzieja poszczuty.
A czarci stojąc pod mostem, krzyczeli:
»Nie kłaniaj! Tu nie Wizerunek święty[1].
Jeśli z łap naszych nie strach ci zadzierki,
Bacz, żebyśmy cię więcej nie widzieli!«
Krzycząc: »Po ciemku pląsaj sobie w warze
I po omacku czyń swoje szacherki!«
Aby po wierzchu mięso nie pływało,
Każą je topić widelcami w garze.
Że jesteś tutaj, obierz sobie głazy
Za mur i skryj się, przysiadłszy za skałą;
Bądź-no spokojny, że im się obronię:
Raz już mię takie spotkały przekazy«.
Docierał, gdzie się poczyna wał szósty,
Zaprawdę, musiał nieść odważne skronie!
Zgraja kundysów wypadnie na dziada,
Aż krzyczy: »Ratuj«, drżąc białemi usty,
Grożąc widłami; lecz on na kaduki
Krzyknął: »Wara wam! Ta nie płuży zdrada!