Powiada na to: »Ha, dowcipnie wcale,
Że towarzyszy dam na większe męki!«
Spróbuj-no czmychnąć, omyliwszy warty,
Ja w zakład idę: nie zgonię we cwale,
Dopędzę: pójdź tu i stań za urwiskiem,
Obaczym, czyś co więcej od nas warty«.
Wszyscy się biesi tyłem obrócili,
A on najpierwszy, Psia-Morda nazwiskiem.
Odbił się piętą na urwiska spadku,
Szusnął, a djabli zabawą pokpili.
Ale najbardziej ów pokpiwca sprawy:
Prędko się porwał, krzyknął: »Mam cię bratku!«
Spadł potępieniec w smołę, i dał nura,
A szatan wracał, prężąc skrzydeł stawy.
Już, już go sięga, gdy ten w wodzie znika,
A sokół, wraca, opuściwszy pióra.
Powstrzymał druha w locie Tłumirosa,
Bo uśmiechała mu się bijatyka.
Wbił w towarzysza szponiaste ostrogi
I zwisł, gdzie wrzątkiem parowała fosa.