Wzrokiem i słuchem rozbierając kupy
Ciał, którym boleść powstać nie pozwoli.
Dwu mar o siebie wspartych jak patelnie
Grzane, pokrytych obrzydłymi strupy.
Gdy strach im pana, obozowe ciury,
Lub gdy się późno zbudzą poniedzielnie,
Dla nieznośnego świądu darli sobie
Ciało, gwałtowne topiąc w niem pazury.
Jako się karpia, albo ryby innej
Szerokołuskiej grzbiet tasakiem skrobie.
I jak kleszczami targasz«, Wódz zawoła,
»Jest tu kto z tobą z łacińskiej dziedziny
A bodaj niech twój paznogć będzie spory
I niech wieczystej robocie wydoła«.
Skarani«, płacząc liche widmo rzekło;
»Lecz ty kto jesteś, coś to wiedzieć skory?«
Ciało, pokrętne odwiedzam parowy,
Bo mi należy ukazać mu piekło«.
I obrócili się, drżący ogromnie,
Z nimi zaś inni na głos takiej mowy.