Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
127 
Czeluść ta w ziemskiem wydrążona łonie

Ciągnie się, jak grób Belzebuba długi,
Oczom niewidna, a jedno po tonie

130 
Rozpoznawana bulgocącej strugi,

Która przepływa skalnem wydrążeniem
Lekko skłonionem na piekielne smugi«.

133 
Owem mię skrytem Wódz powiódł podsieniem

I szliśmy, by wnet wyjrzeć na lazury.
Idziem i w drodze wcale się nie lenim.

136 
Wciąż wyżej: pierwszy on, ja za nim wtóry,

Aż obaczyłem niebios światła cudne
Przez krągły otwór migocące z góry.

139 
Tędyśmy na świat wyszli, witać gwiazdy...[1]






  1. widać gwiazdy. Poeci szli zatem przez cały dzień; późnym wieczorem stanęli u stóp góry czyścowej. Piekło było pozbawione blasku ciał niebieskich. Wyrazem gwiazdy (stelle) kończą się symbolicznie wszystkie trzy części Boskiej komedji.