Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.
109 
To rzekłszy, zniknął, a jam wstał na nogi,

Bezmownie wodza czepiając się boku
I oczy wznosząc doń, pielgrzym ubogi.

112 
»Synu«, tak zaczął, »pilnuj mego kroku:

Zejdźmy z powrotem, kędy do podnóża
Równina spływa po pagórnym stoku«.

115 
Szare mgły ranne zwyciężała zorza,

Pędząc przed sobą, zaczem już zdaleka
Rozpoznawałem migotanie morza.

118 
Szliśmy po puszczy, podobni do człeka,

Co nim ślad znajdzie ścieżki obłąkanej,
Rozumie ciągle, że go próżno czeka.

121 
Gdyśmy przybyli, gdzie szron rosy ranej

Ze słońcem walczy, ale się nie trwoni,
W cieniu na czerstwym gruncie uchowany,

124 
Mistrz mój łagodnie ku ziemi się skłoni

I rąk swych muszle zwilży na murawie.
Ja wiedząc, czego z lubych czekać dłoni,

127 
Spłakane jemu jagody podstawię:

Więc twarz mi obmył[1] i barwy pierwotne
Wrócił, przyćmione w piekielnej kurzawie.

130 
Stąd na wybrzeże wyszliśmy samotne,

Którego wody nie zaznały wiosła
Zdolnego szlaki odnaleźć powrotne.

133 
Tu trzcinę, która za falą się niosła,

Jak starzec życzył, wiązał mi na ciele:
O cudo! gdzie szczknął, trawa wraz odrosła,

136 
Nie uszczuplało się poddane ziele[2].






  1. twarz mi obmył, przepiękny pomysł: Wirgiljusz używa nie wody morskiej lecz rosy i wykonywa swą czynność giestem pełnym wdzięku.
  2. W. 135—6. trawa wraz odrosła, — Nie uszczuplało się poddane ziele. Ziele odrastające po zerwaniu, motyw wzięty z Eneidy VI, 143; symbolicznie oznacza nieuszczuploną nigdy łaskę bożą pomagającą do pokuty.