I stromszy[1] był stok tej kamiennej bryły,
Niż na promieniu kwadrantu cięciwa.
Obróć się ku mnie i spójrz, jak się nużę;
Stań, lub do reszty opuszczą mię siły«.
I ukazywał kamień w kształcie proga,
Skąd ścieżka wężem wiła się po górze.
Żem lazł na raczkach w górę pracowicie,
Aż na tę krętą perć trafiła noga.
Twarzą zwróceni na wschód, bo przyjemnie
Poglądać człeku na trudów przebycie.
Potem w wóz słońca; dziwno mi się zdało,
Że z lewej strony blask uderzał we mnie[2].
I wzrok snujący się po słońca szlaku,
Co między nami, a północą stało,
Znajdowali się onego Zwierciadła,
Co w dwu półsferach chodzi po Zodjaku,
Wstęga Zwierzyńca płomienną obrożę,
Chyba-by ze swej kolei wypadła[3].
Wyobraź sobie ów Sion padolny
Wyszykowany ku niniejszej górze
- ↑ stromszy, tj. wynoszący więcej niż 45°.
- ↑ że z lewej strony blask uderzał we mnie. Dante siedział zwrócony twarzą ku wschodowi; gdyby się znajdował w naszej sferze północnej, w tym samym miesiącu wiosennym, miałby słońce po prawej ręce: w półsferze południowej położenie słońca było odwrotne. Tak samo dziwili się Arabowie, którzy przybyli na pomoc Pompejuszowi, według Lukana Phars. III. 247 i nast.
- ↑ Gdyby zwierciadło słoneczne znajdowało się w tej chwili w znaku Bliźniąt, zamiast w znaku Barana, to promienista wstęga Zodjaku musiałaby być zbliżona jeszcze bardziej ku północy, chybaby Zodjak wbrew prawom astronomicznym wypadł ze swej ekliptyki.