Snowi i wznosząc zdumiałe powieki
Po nieznajomej krainie spozierał,
Matka zaniosła pod skiryjskie straży,
Skąd go dwa sławne wywabiły Greki[1], —
Pierzchnął; stanąłem tak bladością siny,
Jak człowiek, co go przestrach mrozem zwarzy.
Oczy ku toni obrócone były;
Słońce zrobiło w górę dwie godziny.
»Oto kres blizki naszego pochodu,
Zatem nie ścieśniaj, lecz rozprężaj siły.
Patrz na przedmurze stok okrążające,
Środkiem spękane jakby dla przechodu.
A duch spał, w ciało spowity człowiecze,
Na umajonej pięknem kwieciem łące,
Jam Łucja; daj, niech śpiącego zabiorę
I łatwość drogi jemu ubezpieczę.
Bawił, gdy wschodnia zabielała strona;
Łucja szła naprzód, a ja za nią w górę.
Ocz jej pochodnia ku tej wiodła bramie:
Potem odeszli razem sen i ona«[2].
- ↑ W. 36 i nast. Tetyda, matka Achillesa zabrała śpiącego z pod opieki centaura Chirona i poniosła na wyspę Skiros, gdzie między królewnemi chował się w ubraniu dziewczęcem, póki Ulysses z Diomedesem, pokazawszy młodzieńcowi zbroję, nie wywabili go na wojnę trojańską.
- ↑ odeszli razem sen i ona, wyrażenie piękniejsze, niż Wirgiljuszowe: Nox Aeneam somnusque reliquit. (Aen. VIII, 67).