Rzeźbił te oczom mym wymowne twory,
A dziwne, bo ich kunszt ziemski nie kowa.
(Tem droższe, ile że mistrz nad rzeźbiarze
Był ich kowaczem), niezmiernej pokory,
Widzę wlokącą się ku nam gromadę:
Ta na próg wyższy drogę nam ukaże«.
Cud, kędy jeno nowością się wdzięczy,
Na twarzy Mistrza pytający kładę.
Od zacnej skruchy pokutne narzędzie,
Jakiem tam Pan Bóg kających się dręczy.
Myśl o korzyściach; choć i kaźń ugodzi,
Trwać dłużej niśli po dni kres[1], nie będzie. —
Spostrzegam twory[2] z dziwacznemi godły:
Dobrze-li widzę? wzrok-li mię zawodzi?«
Ich marna postać do ziemi nagięta;
Już się też na nich moje oczy zwiodły.
Kształty z pod głazów widne; patrzaj na nie:
Słuchaj, jak ciężko jęczą niebożęta«.
Co na duchowe zaślepienie chorzy
We wstecznych krokach macie zaufanie!