W swobodnej woli; gdy ci los podarzy
Z nią mówić, niech to z pamięci nie zbiega«. —
Blaskiem przerzedził gwiazdy w swej koronie,
Płonąc jak głownia, gdy się cała żarzy.
Prażonej słońcem[2], gdy dla Rzymianina
Między Sardynią a Korsyką tonie.
Pietola rozgłos bierze nad Mantową,
Z brzemienia pytań mych swój kark odgina[4].
Tak mię olśniła prawda niewątpliwa,
Żem stał jak człowiek z odurzoną głową.
Gromada duchów, co za nami goni
I już nas sięga, w biegu popędliwa[5].
Tebanie nocą w tłumnym korowodzie
Krzykiem błagali Bakcha zbawczej dłoni[6],
Pagórka duchy; po czyścowym brzegu
Chęć ich i miłość sprawiedliwa bodzie.
Ogromna ciżba wstęgą się wywija,
A dwaj wołają, wybiegłszy z szeregu:
Cezar z szybkością piorunnych płomieni
Obległ Marsylję, Ilerdę podbija.
- ↑ Księżyc co późno wstał. Był to bowiem dzień piąty po pełni, jak obliczają komentatorowie.
- ↑ I biegł... po stronie — Prażonej słońcem, tj. biegł z zachodu na wschód (jako że w antypodach) po tej drodze Zodjaku, od strony konstelacji Niedźwiadka, gdzie znajduje się słońce w porze roku, kiedy Rzymianin widzi je zachodzące między Korsyką a Sardynią, to znaczy w porze zimowej.
- ↑ Cień ów uprzejmy, to Wirgiljusz, właściwie urodzony nie w Mantui, ale w sąsiedniem miasteczku Pietoli, zwanem u starożytnych Andes.
- ↑ Z brzemienia pytań... kark odgina, nb. odpowiedziawszy na nie.
- ↑ Gromada duchów — w biegu popędliwa. Są to opieszali, nagradzający swe winy pośpiechem.
- ↑ W. 91—93. Ismen i Asop, rzeki Beocji; po ich brzegu Tebanie biegali z zapalonemi pochodniami, modląc się do swego patrona Bakchusa, kiedy potrzebowali jego pomocy.