Mówiąc mi: »Jakże? długo-ż będziem stali?«
Jak matka dziecku, gdy jabłuszkiem nęci.
»Idź ty ostatni!« Stacyjusza wzywa.
A tak mię w środek wziąwszy, wstępowali.
Byłbym rad skoczył[1], tusząc, że ochłódnę,
Tak mię owiała gorącość straszliwa.
O Beatryczy mówił mi natchniony.
»Widzę«, powiadał, »te jej oczy cudne«.
Wyszliśmy[2], w dźwiękach jego zatopieni,
Gdzie szlak prowadził w wyższe regijony.
Nucił z pośrodka blasku, co jaśnieje
Tak, że lśnią oczy od jego promieni.
Nie przystawajcie, lecz krok pilcie chyży,
Dopóki zachód na skróś nie zczernieje«.
Ja nieprzeźroczą osobą chłonąłem
Promienie słońca, które biły z niży.
Gdy wszyscy troje, widząc jak cień pierzchnie,
Że zajść musiało, pojęliśmy społem.
Ujednostajnią się w ciemnym kolorze
I nim dokoła widnokręgu zmierzchnie,
- ↑ do płynnego szkliwa — Byłbym rad skoczył. Określenie w naiwnym stylu średniowiecza. W poemacie Giacomina z Werony p. t.: Babilon miasto piekielne czytamy (w. 86—9), iż czarci rzucają grzesznika do wody tak zimnej, że każdy dzień wydaje mu się rokiem; ale potem przenoszą go w taki ukrop, że radby czemprędzej wracać, skąd był wyjęty.
- ↑ Wyszliśmy. Poeta nie powiada, czy anioł wygładził mu na czole ostatnie P; starło się może w płomieniach ognia.
- ↑ Pójdźcie tu do mnie, słowa, któremi Chrystus wezwie dusze wybrane w dniu Sądu ostatecznego.