Bożej miłości pchnęła jej zachęta:
I trwałem, pani mojej niepamiętny[1].
Spojrzała: od jej uśmiechów uroku
Znów się skupiona moja myśl rozpęta.
Ogniskiem czynił nas swojego kręga,
Słodszy dla ucha niż widny dla wzroku.
Gdy z pary wodnej splecioną obrożę
Wokoło tarczy księżycowej sprzęga[2].
Jaśnieją piękno i drogie klejnoty:
Nie lza ich wywieść[3] za królestwo boże.
Ten chce w niemowie mieć nowin zwiastuna,
Kto ku nim nie wzbił się własnymi loty[4].
Trzykroć nas brała w swoje błyskawice,
Krążąc jak gwiazdy wokoło bieguna.
Razem przystaną i pełne skupienia
Uchem chwytają nowy rytm w muzyce.
»Gdy promień łaski który miłość płodzi,
Co się w kochaniu jeszcze rozpłomienia,
Że ci pozwala stąpać po drabinie,
Po której nikt bezpowrotnie nie schodzi[5].
- ↑ Poeta zapatrzony zapomniał o Beatryczy.
- ↑ W. 64—69. Duchy niewidzialne dzięki ogromnej jasności krążyły wokoło nich, tworząc z siebie jak gdyby tęczę księżycową.
- ↑ Nie lza ich wywieść, tj. niepodobna ich opisać; metafora wzięta z zakazu wywożenia przedmiotów sztuki za granicę, już wtedy istniejącego we Florencji.
- ↑ W. 74—5. Kto sam nie oglądał, ten jakby czekał wieści od niemowy.
- ↑ Po której nikt bezpowrotnie nie schodzi. Kto raz był w niebie, choć zstąpi na ziemię, już musi żyć tak, że do nieba wróci. Poeta jest pewny własnego zbawienia i pewność tę wyraża wielokrotnie.