I do szpichlerza ziarno już zesute,
Miłość mi drugi snop pod cepy ciska[1].
Żebro na zaczyn owej gładkiej twarzy
Ce świat na taką przywiodła pokutę,
Które ściągając na się pomsty ramię,
Przeszłą i przyszłą winę równoważy, —
Tyle wmieściła wiedzy twórcza władza,
Ile dopuszcza człowieczeństwa znamię.
Z tą prawdą moje rzeczenie poprzednie,
Że niema równia światło, które chadza
Mej myśli; tak z nią twoję wiarę złożę,
Iż będą jako dwa koła spółśrednie:
Jest jeno ziemskie idei odbicie,
Którą kochaniem rodzi tchnienie boże.
Od swej Prajaśni, a zawsze się jedna
Z nią i z Miłością, złączone w trójbycie,
Na dziewięciorga sfer wiry okolne
Ustawnie trwając jako istność jedna.
Stopień po stopniu, — aż na byty schodzi
Krótkotrwałego jeno życia zdolne.
- ↑ W. 34—36. Przenośnia ta oznacza: Gdy pierwsza sprawa dotycząca powołania obu zakonów została wyjaśniona, miłość każe mi wytłómaczyć jak mogłem rzec, że król Salomon był »niezrównany« wiedzą, skoro najmędrszymi z istot wcielonych byli Adam i Chrystus. Otóż św. Tomasz rozwiązuje wątpliwość zapomocą scholastycznego »distinguo«: Salomon był najmędrszy nie z pomiędzy ludzi, lecz z pomiędzy królów.