Ta strona została uwierzytelniona.
130
Szlachectwo razem brał i wszystkie prawa.(Choć dziś się z ludem brata ktoś, co złotej
Frendzli do belek na herbie dodawa)[1].
133
Już Importuni kwitli, Gualterotti;Już wreszcie Borgo żyłoby spokojnie,
Gdyby przybysze zostali za wroty.
136
Dom, co początek dał zabójczej wojniePrzez pomstę słuszną za niecne zachody[2],
A was przymusił czuwać ciągle zbrojnie,
139
Cny był sam i cne związane z nim rody;O Buondelmonte, czemuż cię widzieli
Na inne stamtąd spieszącego gody!
142
Ci co dziś smutni, byliby weseli,Gdybyś do miasta jadąc, spoczął w Emie
Przez dopust boży na wodnej pościeli.
145
Lecz było trzeba, by florenckie plemięPoświęciło cię w miru dni ostatnie
Głazowi, który u stóp mostu drzemie...
148
Widziałem zatem w jedno plemię bratnieCzule spojoną Florencję w tej porze,
Zanim się nad nią pomsta boża zatnie.
151
Z onymi rody w jednym sławnym zborzeLud sprawiedliwy tak, że lilii kwiaty
Na drzewcu lancy zawsze były w górze,
154
Ni odmieniały bieli na szkarłaty[3].
- ↑ W. 127—132. Wszystkie rody pieczętujące się herbem Hugona Wielkiego, margrabiego Toskany, zmarłego w dzień św. Tomasza 1106 r. otrzymały od niego przywileje szlacheckie. Między nimi jednak Giano della Bella, używający tegoż herbu z dodatkiem złotej frendzli, stawał po stronie ludu przeciw szlachcie.
- ↑ W. 133—137. Importuni i Gualderotti mieszkali w dzielnicy Borgo Santo Apostolo, która uniknęłaby zamieszek, gdyby Buondelmonti nie przenieśli się do Florencji. Uniknęłoby się sporu z rodziną Amidei, i zabójstwa Buondelmontiego i wynikłej stąd w następstwie wojny Gwelfów i Ghibellinów. Buondelmonti zerwał małżeństwo z panną z rodu Amideich, aby ożenić się z córką Gwaldrady Donati; bracia porzuconej panny, mszcząc się hańby, zamordowali go. Bogdajby raczej, powiada poeta, utonął w rzeczce Emie, płynącej na drodze między jego zamkiem Montebuono a Florencją. Śmierć jego jest przedstawiona jako ofiara, którą trzeba było złożyć Marsowi, dawnemu patronowi Florencji.
- ↑ W. 152—4. lilii kwiaty, herb Florencji, — na insygniach wojennych nigdy wówczas nie były odwracane przez szyderstwo zwycięzców szczytem na dół, jak się to zdarzało później w czasie wojen domowych, — ani też nigdy nie plamiły się krwią.