Strop tysiącznymi błyska ornamenty,
Które są wszystkie słońcem malowane.
W godle, które się rozpostarło chwałą
Nad nizkim światem i jego książęty.
I zabłysnąwszy wzniosło antyfonę,
Już dzisiaj w mojej pamięci zwątlałą[1].
Zasnute! jakie rzucałoś płomienie
Skroś pieśni duchów tchnących w bożą stronę!
Którymi iskrzy się płaneta szósty,
Na rajskich nutach pokładły milczenie,
Które ze skalnych, nabrzmiałych garłuszy
Wyrzucają się kamiennemi usty.
U rękojeści lub wiatr wydmuchnięty
Staje się tonem w otworach pastuszej
Natychmiast szumem dziwnym zaszeleścił
Przez gardziel szyi jak gdyby wydętej.
Przez dziób i słowy przemówił takiemi,
Jak pożądało serce gdziem je mieścił:
Wzierają w słońce«, — głos do mnie powiada,
»Ile potrafisz bystro, patrzaj-że mi«.