W słońca kurzawie, która przez nią leci,
Z oddali widno łąkę umajoną,
Pooświecanych blaskiem gdzieś z wysoka;
A niewiem, jakie ognisko je nieci.
Wzniosłaś się w górę, ażeby, zbyt nizko
Pałając mego nie oślepić oka!
Którego wzywam zmierzchem i o świcie,
Spojrzę w największej iskry palenisko.
Żyjącej gwiazdy odmalować zdoła,
Co tam króluje tak jak w ziemskim bycie,
Zleci i w jasny wieniec się zaplata
I w lot osnuwszy ją, krąży dokoła.
Co dusze więzi w zgodnych dźwięków mirze,
Zgrzytem się wyda który z chmur wylata,
Co tu klejnoty świetnymi jaśnieje
W najprzeźroczystszym niebiosów szafirze.
Górną uciechę, a z żywota płynie,
Który gospodą był naszej Nadzieje[2].
Pani niebieska i póki w obręczy
Najwyższej blask twój ponad inne słynie«.