Czyni się takie, że w niem gwiazda srebrna
Bledszem i coraz bledszem światłem płonie,
Jeszcze krok dalej, to idąc, wypruwa
Do ostatniego gwiezdnych iskier stebna[1].
Dokoła punktu, co mię spiorunował,
A zda się wsnutym w to co sam osnuwa[2],
Więc miłość i gwiazd zdziałało zniknięcie,
Żem ku mej pani znów oczy kierował.
Skupić, co o jej powiedziałem krasie,
Jeszczebyś słabe miał o niej pojęcie.
Że tylko jeden On, co dał ją światu,
Jej cudem w pełni święty wzrok napasie.
Przybity, niźli w którąkolwiek porę
Komik lub tragik od swego tematu.
Tak ja uśmiechu jej rażon postrzałem
Tu z wyobraźnią własną rozbrat biorę.
Na naszym świecie, do tych chwil zachwytu
Sławić ją nigdy się nie zawahałem.
Siła ustawa poetyzująca,
Tak jak artyście, kiedy dobiegł szczytu.
- ↑ W. 1—9. Starożytni obliczali obwód ziemi na 24 tys. mil, więc gdy w odległości 6 tys. mil od Italii było południe, to w Italii był poranek. Poeta na przykładzie gwiazd blednących i znikających o świcie przedstawia kolejno znikanie chórów anielskich. Słońca przejasna służebna, to jest Jutrzenka.
- ↑ wsnutym w to, co sam osnuwa. Punkt świetlny, jako symbol Boga, mieści się w ognisku sfer; jako Bóg, sam je w sobie mieści.