Gdy się tak mienię, w istocie spoistej
Wielokształt jakiś rozpoznawać zacznie.
Światła, zjawił się rys trojga obręczy,
Równych w obwodzie, lecz barwy troistej.
Zdał się odbity, a w trzecim pałało
Jak ogień, który z dwojga się wywnętrzy.
Do moich myśli, te widzenia mącę
I nie wystarcza tutaj rzec: za mało!
Samo — pojętne, samo — pojmowane,
W tem się pojęciu własnem kochające!...
Zda się promieniem z promienia odbitym,
Teraz oczyma mojemi przystanę.
Zjawił się twarzy człeczej wizerunek...
Źrenice w niego wpoiłem z zachwytem.
Na kwadraturę koła i zestawia
Z nieupewnionych danych swój rachunek,
Podpatrzeć chciałem, jako się sprzymierza
Figura z kręgiem i jak się weń wjawia.
Wtem grom mię raził; myśl w cudo się grąży,
Czułem, że wola Jego w nią uderza.