Ci z sterczącymi siedzieli kolany,
Ci ustawicznie tam i sam chodzili.
Mniejszy tych, którzy leżeli pokotem,
Lecz język mieli bardziej rozpętany.
Padały żaru rozczepione kiście,
Jako na ciszy w górach, równym lotem.
Widział lecące nad ludzi i konie,
Przy ziemi jeszcze płonące jarzyście[1].
Jako, że łacniej zarzewie się zgłuszy,
Póki osobno, a nie w kupie płonie.
A piach się żarzy tak, jak się zczerwienia
Próchno od skałki, i zwiększa katuszy.
Trzepiąc się, bronią ciała złudnej kory
Od kąsań zawsze świeżego płomienia.
Piekielne zwalczasz, prócz tej, którą duchy
Stawiały hardzie u Disa komory;
Co się w kłąb zwinął, ani się nie miota,
Jakby nie mięknął[3] pod żarkimi puchy?«
Poczuł, że o nim się pytam i rzecze:
»Takim po śmierci, jaki za żywota.
- ↑ Tak Aleksander... Dzieje wypraw Aleksandra macedońskiego do Azji złączyły się z podaniami bajecznemi o dziwach istniejących w tamtej stronie. Weszły one później do romansów ludowych opiewających Aleksandra.
- ↑ Kto jest ten olbrzym? Kapaneusz, jeden z siedmi przeciw Tebom«. Dla bezbożności został od Jowisza rażony piorunem.
- ↑ Jakby nie mięknął, w or. maturi. Ten wyraz odpowiada lepiej hardości Kapaneusza niż lekcja: marturi, od marturiare, katować.