Ta strona została uwierzytelniona.
KANCONA I.[1]
MYŚL beznadziejna, która w przeszłość patrzy,[2]
W ten czasu okres, co minął na wieki,
Z sercem mem biednem walczy z jednej strony;
A chęć kochania drogę moją znaczy
Ze strony drugiej w słodki kraj daleki,
Kraj, co przeze mnie został opuszczony:[3]
Nie czuję w sobie tej siły szalonej,
Bym mógł się dłużej w walce owej bronić,
Chyba, że zechcesz, dobra pani, dać mi
Siłę (ta wszystko zaćmi
I mnie pozwoli w walce się osłonić).
Racz mi więc przysłać swoje pozdrowienie,
Które mnie wzmocni i da ocalenie.
Niechaj cię, pani, to błaganie skłoni,[4]
Byś przyszła w serce wziąwszy kształt anioła,
W serce, co czeka twej pomocnej zjawy;
Tak dobry władca nie wstrzymuje koni,
Kiedy ma pomóc słudze, co nań woła,
Nie jego broniąc, lecz swej własnej sławy.