SMIERCI, iż nie mam poskarżyć się komu,
Że mi nie wtórzą westchnienia prostacze,
Gdzie się popatrzę — i gdziekolwiek stanę,
Że jesteś ową, która z mego domu
Wzięła nadzieję, że dziś nic nie znaczę,
Gdy wokół płacze — morze klęsk nieznane,
Że moc lwa, Śmierci, życie me na zmianę
Szczęściem i nędzą wedle woli winie,
Do ciebie zwracam twarz mą bladą ninie,
Na której zgonu płomienie już gorą.
Idę do ciebie, ulecz moją ranę!
Błagam cię, Śmierci, niechaj mnie nie minie
To szczęście słodkie i niechaj nie zginie
Ta, co odwiodła mnie z błędnego toru;
Z niej wszystkie cnoty swój początek biorą.
Śmierci, nie powiemć, jaką niszczysz ciszę,
Kiedy przybędę płacząc przed oblicze
Twoje zwodnicze; — kto oczy me zbada
Od łez wilgotne, kto dojrzy jak dyszę
Smutkiem i twoje stygmaty już liczę,
Pojmie, co życzę. — O biada mi, biada!
Gdy tak mnie zwodzi mgła przestrachu blada,
- ↑ Treść: Inwokacja do śmierci.
Barbi (Op. di D. — Soc. Dant. p. 143) uznaje tę kanconę za nieautentyczną i przypisuje ją Jakóbowi Cecchi.