Ta strona została uwierzytelniona.
KANCONA VI.[1]
TRZY panie weszły w serca mego progi
I usiadły u dźwierzy,
Bo Amor się w niem szerzy
I w ręku swojem dzierży moje życie.
A cnót i piękna zasób w nich tak mnogi,
Że nawet on nie wierzy,
Ten, który w sercu leży
I mówić o nich śmie zaledwie skrycie.
Zbolałe, biedne teraz je widzicie,
Jakby samotne i skądś wypędzone
Wracały umęczone,
A ich szlachetność nic już nie znaczyła.
Był niegdyś czas, gdy miła
Zdała się światu ich anielska cnota;
Teraz je ludu moc znienawidziła,
Dlatego je ochota
Przywiodła własna przed dom przyjaciela,
Gdzie jest pan znany z pieśni moich wiela.[2]
Jedna się gorżko na swą dolę skarży
I niby róża ścięta
Pochyla głowę, święta,