Piękności jej mocniejsze są od skały[1]
A od jej ran nie leczą żadne trawy.
Błądziłem już przez niże i przez wzgórza,
By ustrzec się widoku owej pani;
Przy blasku jej nie mogłem znaleść cienia
Na stokach gór, wśród murów, ni zieleni.
Widziałem ją odzianą w płaszcz z zieleni,
Tak piękną, że rozkochać może skały,
Jak dzisiaj ja miłuję ślad jej cienia.
Mówiłem z nią na łące pełnej trawy,
Cudowną tak, jak rzadko która pani,
A wokół nas wysokie były wzgórza.
Lecz wody rzek powrócą się na wzgórza,
Nim z miękkich drew, wśród pierwszej ich zieleni
Zapłonie żar (o pięknej myślę pani)
Dla mnie, com spał najchętniej u stóp skały
Przez cały czas i żył zjadając trawy,
By jeno z ócz nie stracić szat jej cienia.
Chociaż od wzgórza czerni się płat cienia
Pośród zieleni, w blasku młodej pani
Zanika cień, jak skały pośród trawy.
- ↑ IV. 1. znaczy: Piękność jej ma większą moc od kamieni, którym starożytność i średniowiecze przypisywały własności pożyteczne, czy też zgubne.