Strona:Dante studja nad Komedją Bozką (Kraszewski) 051.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Są to maluczkie pejzaże jakby z pośrodka zielonych gęstwin, z za ciemnych gałęzi wychylające się sine oddalenie, które miga podróżnemu i niknie.
Miejsc tych, które poeta z natury maluje jest mnóstwo. Obraz poranka w pierwszéj pieśni, w drugiéj ta minijaturka jakby z brzegów psałterza jakiegoś wydarta, wystawiająca kwiaty zwiędłe po nocnym przymrozku, podnoszące się ku wschodzącemu słońcu i odzyskujące życie. W pieśni XII przepyszny obraz skał w łożysku Adygi pod Trydentem; w XIII opis lasu dzikiego między Cecina a Corneto; w XIV brzegów Brenty; w XVI spadek Aquaquetty około Forli; w XX śliczny widok jeziora i brzegów około Peschiery itp. Tych drobnych brylantów zdobiących poemat jest niezliczona moc, każdy z nich, czuje to czytelnik, odwzorowany był żywo z natury. Ale nie dzisiejszą manijerą, szerokiemi, wielkiemi rysy, skupionemi, wstrzemięźliwemi narzuca obrazy mistrz, nic nadto, nic za mało, rzekłbyś jeden z tych rysunków na białym marmurze, sgrafito odkopane w Pompei, przed którém staje się z podziwieniem, tak linije jego lekkie są, czyste, ubogie na pozór, a nadzwyczajnie wyraziste. Co byś kolwiek tu dodał, cień czy światło, nie dopełniłoby całości, ale ją zepsuło.
Do tych drogich klejnotów, policzym jeszcze opis lotu sokoła w pieśni XVII, arsenału w Wenecij na początku pieśni XXI, bitwy w XXII, poranka wiosny w XXIV a wieczora w XXVI. Żałujemy bardzo iż rozmiary téj pracy, nie dopuszczają nam nieco szerzéj się rozpisać o szczegółach.

XII.

Wstępujemy w krąg siódmy, gdzie cierpią gwałtownicy przeciwko Bogu, bliźniemu i sobie samym. Tu ciemiężcy i rabusie zanurzeni są we krwi, samobójcy poprzemieniani w drzewa (odjęto im władzę nad sobą bo jéj źle użyli); lichwiarze leżą na piasku rozpalonym smagani deszczem ognistym. Tu zjawiają się nam potwory mytologiczne znowu, minotaury, centaury, harpije, — oznaczające dobrowolne zbydlęcenie człowieka.
W krótkiéj do zbytku treści, téj części poematu, na szczęście najlepiéj znanéj ze wszystkich, ciągle boleć musiemy, że wielkich jéj piękności, rozmaitości niewyczerpanéj wskazać nawet nie możemy, przebiegając pobieżnie, powierzchownie to, coby najgłębszego zastanowienia wymagało.
Każdy z tych kręgów, każda z tych scen wiekuistego męczeństwa, z jak nadzwyczajną odmalowana jest siłą, z jak wielkiem staraniem nie już o prawdopodobieństwo ale o moralną i artystyczną prawdę — każda z tych postaci stworzonych przez poetę z grzechów świata, jakże jest żywą, i jak głęboko wraża się w umysł rysami pełnemi wyrazu a naj-