winem. Z domku tego rozlegały się przeróżne śpiewy ptaków. Stojący przy drodze właściciel domu spytał Zbyszka, czyby nie zechciał zajść do niego?
Chłopiec przyjął z chęcią zaproszenie i ujrzał tam mnóstwo klatek z otwartemi drzwiczkami.
W pokoju zaś fruwały zięby, gile, czyżyki i przeróżne ptaszęta.
Na kominku stał długi półmisek z przeróżnem ziarnem dla ptactwa, a więc z ziarnkami konopi, siemienia lnianego, makiem, mrówczemi jajami.
Przed półmiskiem spacerowała wilga i jak który z ptaków chciał dziobnąć pożywienia, rzucała się na niego, wołając: Złodziej! złodziej! i spędzała z terytorjum przez nią pilnowanego.
— Widzisz jaki z mojej wilgi wspaniały strażnik! — zaśmiał się stary.
Potem dał mu torebkę z robaczkami dla słowika i wyprowadził na drogę ku domowi, do którego pojechała jego matka.
Zbyszek doszedł do jakiegoś kamiennego mostu przez rzekę przeprowadzo-
Strona:Dar tęczowy.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —