Strona:Dary morskiego władcy.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

Nie było nawet mowy o zabraniu sieci z morza... Kłębiły się fale, parskała piana, wył wicher. Staruszkowie wyjrzawszy na świat, zdumieli i znękani wrócili do łóżek. Stary tylko gderał na żonę, twierdząc, że taki huragan jest widoczną karą za zgwałcenie niedzieli robotą.
Obudziło ich rano, piękne słońce złociste i cudne błękitne niebo... Wskoczyli raźno z pościeli, a przystąpiwszy do okna, przyglądać się poczęli czemuś dziwnie dużemu, dotąd niewidzianemu na wyspie.
— Patrz! to foka — wyszeptał staruszek — chodźmy zobaczyć, co nam fale przyniosły.
— Mnie się zdaje, a nawet widzę napewno, że to krowa! — wykrzyknęła z radością kobieta.
Rzeczywiście była to piękna, tłusta krowa, przechadzająca się nad brzegiem