— A jakiż stopień zajmuje pan w armii?
— Jestem generałem.
Podróżny zerwał się z krzesła, a zdejmując czapkę, starał się usprawiedliwić drżącym głosem:
— Przebacz pan, panie generale... nie wiedziałem.. sądziłem... myślałem...
— O, niech to pana nie przeraża, mówił uspakajając gościa generał, już nie raz byłem brany za handlarza wołów i wypadek obecny z panem zapewne nie będzie ostatnim w mojem życiu.
Zakłopotany podróżny chciał zapłacić rachunek, ale generał na to nie pozwolił. Po niejakiej chwili obcy ukłoniwszy się grzecznie i dziękując za przyjęcie, oddalił się.
— Jakto w podróży musi być wesoło! zawołał Jakób.
— Więc pojedziesz ze mną? zapytał generał.
— Chciałbym, z wielką przyjemnością, odrzekł chłopiec, jeżeli ma się rozumieć pan Moutier, Paweł, mama i ciocia zgodzą się na to i z nami pojadą.
— Ho! ho! To byłoby za wiele szczęścia a jeszcze więcej pakunków, moje dziecko; nie ma miejsca na tyle ludzi. Ale, ale, kiedyśmy się o tem zgadali, muszę się zapytać, gdzie też jest mój powóz i moja szkatuła z biżuteryami i pieniądzmi?
— Gospodarz kazał odjechać powozowi i od tego czasu nikt go zgoła nie widział, odparł Jakób. Wszyscy myśleli, że i pan także odjechałeś.
Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/102
Ta strona została skorygowana.