Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/174

Ta strona została przepisana.

kolacyę, każdy zasiadł na przeznaczonem mu miejscu, wyjąwszy Derigny, który chciał obsługiwać generała.
— Dlaczego nie siadasz do kolacyi, Derigny zapytał tenże. Czy cię już radość zasyciła.
— Przepraszani generała, ale będąc jego sługą, nie mam odwagi usiąść przy tym samym stoliku.
— Ależ doprawdy zupełnie straciłeś głowę, mój przyjacielu. Szczęście zrobiło cię szalonym! Trzeba żebyś się zajął dziećmi, to właśnie jest twoim obowiązkiem. Doprawdy śmieszny jesteś, z tą tak niewłaściwą gorliwością. W gospodzie pod Aniołem Stróżem wszyscy jesteśmy przyjaciółmi i usługujemy jedno drugiemu. Usiądź między Jakóbem i Pawłem i jedzmy... No cóż, jeszcze się wachasz? Czy trzeba koniecznie żebym się gniewał? Do pioruna; siadaj do stołu, mówię ci! Ja doprawdy już umieram z głodu!
Moutier z uśmiechem dał znak Derigny, żeby był posłusznym; usiadł więc tedy między swojemi dziećmi; generał westchnął z zadowoleniem i zaczęła się nareszcie kolacya. Już to od bardzo dawna nie jadł na mieście i do tego z kuchni wyśmienitej pani Blidot i Elfy. Generał nieustannie chwalił potrawy i zawsze powtórnie przybierał sobie na talerz. Tym sposobem powstała ogólna wesołość i Moutier ze zdumieniem wpatrywał się w śmiejącego się Derigny, który nie roześmiał się nigdy, przez cały czas, jak się ze sobą znali.