Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/179

Ta strona została przepisana.

Generał uderzywszy się pięściami w czoło, począł sapać i chodzić po pokoju, potem znowu roześmiał się i tak dalej mówił:
— Ale spałem tej nocy wybornie, jestem rzeźwy i wesoły. Cóż, moja droga żonusiu czego się śmiejesz? Elfy także się śmieje i Moutier? Derigny wcale się nie śmieje, on tylko wciąż patrzy na swoje dzieci otworzywszy szeroko usta.
— Mój generale? zawołał Derigny, który wcale nie wiedział o co chodziło, ale tylko odwrócił się dla tego, że usłyszał wymawiane swoje nazwisko.
— Nic, nic mój przyjacielu, odrzekł generał... Nie rób sobie żadnej subiekcyi... O patrz pani, zaczyna na nowo to samo.
Drzwi gwałtownie otworzyły się i Piotrek wbiegł pospiesznie do sali... Skoczywszy do generała, rzucił mu się w ramiona i pocałował go w brzuch, nie mogąc dostać do piersi ani do twarzy...
— Mój drogi generale! Mój ojcze! Mój dobroczyńco!
Generał niezmiernie zdumiony, usiłował odepchnąć go od siebie, ale Piotrek nie puszczał go, okrywając pieszczotami i pocałunkami.
Moutier! Derigny! Na miłość boską, wołał generał uwolnijcie mię od tego chłopaka.
Dajże mi pokój! Puść mnie. Odejdź sobie do licha!
— Nie mój ojcze, mówił Piotrek. Dopóty