Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/184

Ta strona została przepisana.

dostaniesz migdałów. Chciałbym dostać tych przysmaków, ale chciałbym też koniecznie i spytać się Jakóba. On na to: Bydlę! Poczem odszedł, unosząc ze sobą złote przedmioty, bo widziałem doskonale że to były przedmioty wyrobione ze złota.
— Łotr! Szubienicznik! zawołał Derigny. Jeżeli go pochwycę, sprawię mu łaźnię jak należy. Chciał najwyraźniej tym sposobem mojego syna zrobić złodziejem. Biedny, poczciwy Jakób!
— I ten nędznik śmiał żądać, abym go zabrał ze sobą? zawołał gniewnie generał. On miał odwagę nazywać mię swoim ojcem! Tyle był czelnym, że rościł pretensye do tytułu hrabiego Durakina i zarazem do dziedziczenia po mnie całego mojego majątku? Moutier, mój przyjacielu, i wyszukaj mi tego łotra, tego złodzieja, tego nikczemnika.
— Daruj generale, ale uważam za konieczne, aby opowiedzieć o tem wszystkiem naprzód proboszczowi.
— Dlaczego, rzekł generał. Proboszcz jest zbyt miękki człowiek. On wcale nie potrafi go poprawić. Chcę właśnie pod pozorem, że się zgadzam na przyjęcie go za syna, wziąść go ze sobą do Rossyi, tam potrafią zrobić z niego uczciwego człowieka.
— W takim razie, biegnę natychmiast odpowiedział Moutier.