a niebezpieczną sprawę. W miarę jednak jak gniew generała słabnął, odczuwał on haniebne swoje postępowanie i nieludzkie znękanie się nad dzieckiem. Stał na dawniejszem swojem miejscu nie mogąc wymówić ani jednego słowa.
Moutier pierwszy się odezwał:
— Ks. proboszczu przyszlij mi ksiądz swoją gospodynię, bo widę, że ten chłopak potrzebuje pomocy i ratunku.
— Ja sam tu przyjdę z nią, odpowiedział proboszcz. Potrzeba zrobić obandażowanie. Przyniosę ze sobą wina i oliwy. Ach! czy można w podobny sposób katować boskie stworzenie.
Moutier otworzył drzwi; ani proboszcz, ani jego nadbiegła gospodyni, nie zwracali uwagi na generała, który zdawał się coraz silniej odczuwać hańbę swego postępku. Moutier i gospodyni zanieśli chłopca do jego pokoju. Generał za ramię zatrzymał proboszcza, który właśnie chciał im towarzyszyć.
— Księże proboszczu, rzekł generał głosem pokornym i drżącym, dam panu dziesięć tysięcy franków dla tego złodzieja.
Proboszcz spojrzał na niego surowo.
— Złoto nie odkupuje wyrządzonej krzywdy; nie można płacić człowiekowi za doznane cierpienia, odpowiedział.
— Więc cóż chcesz, abym uczynił? zapytał generał.
— Nic zgoła nie chcę; nikt od pana niczego
Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/188
Ta strona została przepisana.