— A teraz, kiedy wiesz pani o wszystkiem, dodał, racz mnie wyprowadzić z kłopotu. Co pocznę z temi chłopcami? Opuścić ich, znaczy tyle, co uwolnić się od ich ciężaru, który mógłbym wszakże znieść. Przedemną jednak daleka droga; idę z pułku do ojczystego domu, który jest oddalony ztąd jeszcze o trzydzieści mil. Jakim sposobem wlec się z temi biednemi dziećmi, po deszczu, błocie i wietrze? A przytem nie mam żony, ani gospodarstwa, nikogo, coby nad nimi czuwał. Mój brat trzyma gospodę jak pani, i także nie wiedziałby, co z nami zrobić; moich rodziców już dawno Bóg powołał do swojej chwały, moje siostry wyszły za mąż i mają dość kłopotu ze swojemi dziećmi, nie mógłbym zatem narzucać im nowego ciężaru z tych biednych chłopców. Ach, pani gospodyni, wydajesz mi się tak dobrą, powiedz zatem, cobyś uczyniła będąc w mojem położeniu?
— Cobym uczyniła? rzekła gospodyni. Sama doprawdy niewiem. Ale nigdy jednak nie opuściłabym tych dzieci.
— I ja tak myślę odparł gość.
— Tylko że droga do pańskiej ojcowizny, jest zbyt daleka dla małych dzieci, dodała zamyśliwszy się.
— Właśnie to samo mówiłem, odpowiedział Moutier.
— Otóż wiem tylko o jednym środku, ale pan zapewne się nie zgodzisz.
Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/19
Ta strona została skorygowana.