Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Tak rozmawiając sam ze sobą generał przybył do oberży. Otworzył po cichu drzwi, wachał się jakiś czas czy ma wejść lub nie i wreszcie zdecydowawszy się, spotkał się oko w oko z Elfy.
— I coż, rzekła z uśmiechem, uregulowałeś pan swoje interesa z Piotrkiem, tak jak chciałeś? Czy jesteś pan całkowicie zadowolony?
— Załatwiłem się tak jak chciałem, ale jednak zupełnie jestem niezadowolony, odpowiedział generał.
— Dlaczego? zapytała Elfy. Cóż to spowodowało pańskie niezadowolenie?
— Ja sam jestem temu winien. Działałem bardzo nierozsądnie, byłem szaleńcem, waryatem, złośliwem zwierzęciem. Zamiast obić Piotrka jak jak na to zasługiwał, oporządziłem tak, jakby go nawet w Rosyi lepiej nie oporządzili.
— Uczyniłeś pan bardzo stosownie, wtrącił Derigny i jabym nie zrobił inaczej, będąc na pańskiem miejscu.
— Tak myślisz mój przyjacielu, mówi generał widocznie uradowany. Ale zdaje mi się że jesteś w błędzie. Proboszcz powiedział że jestem okrutnym, że powinienem błagać Boga o przebaczenie za mój postępek. Wszak znasz tego księdza; to człowiek bardzo dobry i zacny, mam do niego najzupełniejsze zaufanie. Biłem trochę za mocno, to prawda! Bo też działałem pod wpływem wściekłego gniewu. Byłbym zabił tego nędznika,