Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Dźwięk jego głosu był tak cichy, tak wrażliwy, tak głęboki w nim drżał żal, że Moutier pozbył się zupełnie dawnej niechęci i okazał generałowi, że jak dawniej tak i teraz jest dla niego z tem samem serdecznem, przyjacielskiem usposobieniem.
— Uf! wyrzekł nareszcie generał. Stucetnarowy ciężar spadł z moich piersi. Chociaż jestem generałem, cenię przedewszystkiem twój szacunek, twoją dla mnie przyjaźń, twoje łaskawe i serdeczne dla mnie usposobienie. W tej chwili byłem bardzo nieszczęśliwy; bo czułem, że się gniewasz na mnie a przytem moje sumienie mówiło mi, że masz najzupełniejszą słuszność. Obecnie jestem szczęliwy i tak lekki jak piórko.
— Dziękuję, dziękuję mój generale, odpowiedział Moutier, z kolei wielce wzruszony.
— Chodźmy tedy do sali, już teraz nie czuję najmniejszej hańby, nie wstydzę się nikogo. Jakże tam z tym biedakiem?
— Nie bardzo dobrze, mój generale, ale też nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Balsam proboszcza pomógł mu całkowicie.
— Bo też z ręki takiego świętego człowieka wszystko musi wydać zbawienne skutki.
I generał wszedł do sali w towarzystwie Moutier.