Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Zaraz, zaraz, moja pani wszystko będzie, rzekł generał. Ale teraz mam potrzebę wyjść koniecznie.
I generał już nie szedł ale raczej biegł kłusem do oberży Bourniera. Robotnicy ukończyli wszystko co było potrzeba, i właśnie byli zajęci przytwierdzeniem na de drzwiami, u góry, szyldu przyszłej oberży, ale starannie bardzo zakrytego wielką płachtą płócienną. Mnóstwo ludzi zbiegło się jakby na jakie cudowne widowisko, każdy czynił swoje uwagi i domysły ale nikt zgoła nic nie wiedział. Generał z uśmiechem sardonicznym na ustach zbliżył się do tłumu pytając:
— Co was tu sprowadza moi ludzie? Powiedźcie mi przynajmniej co przedstawia ten znak okryty płótnem?
— Nie wiemy wcale tego panie generale odezwał się ktoś z tłumu, już go bowiem prawie wszyscy we wsi znali. Cóż tu dziwnego dzieje się w tej oberży; od tygodnia pełno robotników, pełno jakichś nowości w cały dom wygląda jakby na nowo wybudowany.
— Może to takie przygotowania do procesu dawnego oberżysty, rzekł generał udając jakby o niczem nie wiedział.
— A tak, to prawda, wtrąciła już w podeszłym wieku kobieta. Słyszałem doskonale jak mówiono u nas, że Bournier skazany na śmierć i że właśnie dla tego tak dom reperują, bo ma podobno