wany i że znał na wylot Paryż, chociaż bawił w tem mieście tylko trzy dni, przyzwany tam jako świadek w jakiejś sprawie kryminalnej.
— Tak jest; najzupełniejszą masz pan słuszność rzekł generał, kręcąc wąsy żeby nie parsknąć głośnym śmiechem. Widzę, że pan doskonale zna Paryż.
— Cokolwiek drogi panie, bawiłem tam czas niejaki, odparł biesiadnik.
— Czy pan byłeś i w teatrze?
— Tak jest; kilkanaście razy, nadzwyczaj lubię sceniczne przedstawienia.
— W jakim też bywałeś pan teatrze?
— W wielkim teatrze Poliszynellów, odpowiedział zapytany i w innym jeszcze, ale już nazwisko wyszło mi z pamięci.
— A! na polach Elizejskich, wszak tak?
— Tak jest panie; są tam olbrzymie drzewa i nie wygląda to wcale jak pole.
Generał śmiał się do rozpuku, coraz popijając. Po dwugodzinnem siedzeniu przy stole, Elfy nareszcie zaproponowała generałowi, żeby się przeszli po nowej własności.
— Ale jakim sposobem wyjdziecie z waszego ogrodu? zapytał generał ze śmiechem.
— Moutier postanowił zrobić przełom, i droga będzie wkrótce otwarta.
— Czy już wszyscy pili kawę? pyta znowu generał.
Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/223
Ta strona została przepisana.