Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/238

Ta strona została przepisana.

nie odzywając się prawi. Dopiero dostawszy po kawałku indyka, zawołali:
— Aha, nakoniec mamy i mięso!
— Mięso? Gdzież to mięso, mój kochany chłopcze, zapytał generał.
— Na talerzu, odparł Paweł. To właśnie indyk cioci Elfy.
— Wytłumacz też moja pani Blidot tym profanom, że to kury z Maus; najdelikatniejsze jakie tylko można kiedykolwiek znaleść.
— Czy pan generał sądzi, że mój drób równie nie jest delikatny, wtrąciła z uśmiechem Elfy.
— Pani drób! Pani drób! zawołał generał mocno oburzony. Ależ moje dziecko, te kury, które obecnie podano na stół spływają w tłustości, mięso jest nadzwyczaj soczyste.
— A mojego drobiu? zapytała Elfy.
— Do licha, pani drób jest suchy jak drzazga, czarny, nędzny, ani podobny do drobiu tego istotnej dobroci i znakomitego smaku.
— Przepraszam generała, jeżeli zrobiłam w tym względzie jakąkolwiek wzmiankę, to jedynie dlatego, by wytłumaczyć to naszym malcom, którzy jeszcze nie jedli nigdy tak wyśmienitych potraw.
— Dobrze, dobrze, dajmy temu pokój, i nie psujmy sobie trawienia, jedzmy i pijmy, nic więcej.
Generał już wychylił z dziesiątek kieliszków wina; podawano bowiem do stołu, Maderę,