Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Zaczęła płakać głośno, Derigny usiadł obok niej, mówiąc:
— Kochana p. Blidot, o! żebyś wiedziała jak mię to przywiązanie do moich dzieci wzrusza i rozrzewnia.
— Rozrzewnia pana a przecież nie chcesz dla mnie nic uczynić.
— Przebacz mi pani, jestem zdecydowany prawie pozostawić je pani, ale nie mogę pani mówić o warunkach na jakichbym je pozostawił, niech za mnie wyjaśni to pani generał. Jeżeli pani przyjmiesz propozycyą, jaką on uczyni pani w mojem imieniu, dzieci na zawsze zostaną przy tobie.
— Generał? zawołała pani Blidot ze zdziwienia A! rozumiem!
Pani Blidot podała rękę Derigny.
— Mój kochany panie Derigny, dodała: nie chcę uchodzić ani za zarozumiałą ani za nierozsądną. Pan proponujesz mi abym dla zachowania przy sobie dzieci wzięła cię za małżonka. A więc oto moja ręka, przyjmuję ją z największe przyjemnością. Dziękuję ci że mi pozostawiasz te drogie istoty, że będę miała sposobność dokończyć ich edukacyi, że stanę się ich prawdziwą matką. Chodźmy do generała, niech mu również podziękuję, bo wiem doskonale że to on zaproponował nasz związek.
Derigny był jakby ogłuszony, nagła ta decyzya pani Blidot uczyniła go niezmiernie szczęśliwym.
— Ależ pani jeszcze nie wiesz o wszystkiem, zawołał po chwili, nie wiesz, że generał mi daje...